Gdyby nie istniała naprawdę, trzeba by było ją wymyślić. Aż dziw bierze, że niezwykłe losy matki Makaryny Mieczysławskiej, przełożonej zakonu bazylianek z Mińska, męczennicy za wiarę opisane w najnowszej powieści Jacka Dehnela nie są literacką fikcją. A jeszcze bardziej dziwi fakt, że blisko dwa wieki czekały na swoje fabularne opracowanie.
Makaryna Mieczysławska to ważna dla polskiej kultury i historii doby romantyzmu postać, dziś już nieco zapomniana. Makaryna była matką przełożoną w klasztorze mińskich bazylianek, który na mocy Unii Lubelskiej uznawał zwierzchność papieską i częściowy związek z kościołem katolickim. Nie podobało się to carskim władzom, które na swoim terytorium chciały sprawować także rząd dusz. Carscy wysłannicy mieli więc doprowadzić do wstąpienia zakonów unickich na łono cerkwi prawosławnej, nawet jeśli nie było to wstąpienie dobrowolne. Opór i niezłomność zakonników były w niektórych przypadkach tak wielkie, że nie obyło się bez krwawych prześladowań – klasztory rabowano, a rozproszeni bazylianie błąkali się po świecie. Wśród nich była Makaryna Mieczysławska. Jako jednej z trzech zakonnic udało jej się uciec z klasztoru, gdzie więziono i męczono niewinne siostrzyczki, i dostać na Zachód, najpierw do Poznania, a stamtąd do Paryża i Rzymu, by głosić światu swoje męczeństwo.
Makaryna Mieczysławska to ważna dla polskiej kultury i historii doby romantyzmu postać, dziś już nieco zapomniana. Makaryna była matką przełożoną w klasztorze mińskich bazylianek, który na mocy Unii Lubelskiej uznawał zwierzchność papieską i częściowy związek z kościołem katolickim. Nie podobało się to carskim władzom, które na swoim terytorium chciały sprawować także rząd dusz. Carscy wysłannicy mieli więc doprowadzić do wstąpienia zakonów unickich na łono cerkwi prawosławnej, nawet jeśli nie było to wstąpienie dobrowolne. Opór i niezłomność zakonników były w niektórych przypadkach tak wielkie, że nie obyło się bez krwawych prześladowań – klasztory rabowano, a rozproszeni bazylianie błąkali się po świecie. Wśród nich była Makaryna Mieczysławska. Jako jednej z trzech zakonnic udało jej się uciec z klasztoru, gdzie więziono i męczono niewinne siostrzyczki, i dostać na Zachód, najpierw do Poznania, a stamtąd do Paryża i Rzymu, by głosić światu swoje męczeństwo.
Fot. Polona.pl
Matka Makaryna nie mogła trafić na lepszy moment – jako żywy dowód bezwzględności władzy cara była pokrzepieniem dla rozbitej po klęsce powstania polskiej emigracji w Paryżu. Przychodzili do niej i Norwid i Słowacki, ten pierwszy jak wystraszony uczniak, drugi oddał jej hołd w obszernym poemacie „Rozmowa z matką Makaryną Mieczysławską bazylianką w Paryżu”, gdzie przyrównuje ją do Mojżesza, który prowadzi swój lud i szczegółowo zdaje relację z jej tragicznych losów. Prosta bazylianka, o twardym charakterze i radykalnym rozróżnieniu dobra i zła stanowiła niezbędną przeciwwagę dla mistycznej sekty skupionej wokół Towiańskiego. Kulminacją jej potęgi były osobiste audiencje u papieża w Rzymie i doprowadzenie do głośnej spowiedzi Mickiewicza, w której ten wyrzekł się związków z Towiańskim.