"Jest w tym coś tak delikatnego i odległego, że wystarczy
o tym pomyśleć, by stało się zbyt materialne
Kształt ograniczony niebieskim morzem stukotem pociągu
w ruchu wonią eukaliptusów mimozy i sosen
nadmorskich
Dotyk i zapach
I ta mała podróżniczka, która na dworcu w Marsylii
skinęła nagle głową i odeszła
Nieświadoma
Że jej wspomnienie będzie się unosić nad laskiem Szampanii
gdzie żołnierz na biwaku stara się wywołać przy ogniu
Obraz Madeleine z dymu kory brzozowej pachnącej
minojskim kadzidłem
Podczas kiedy błękitnawe dymki wznoszące się z cygara
piszą najczulsze z imion Madeleine
Ale również kłęby rozplatających się węży piszą wzruszające
imię Madeleine którego każda litera zwija się w piękny
lok angielski
I żołnierz nie śmie skończyć tej dwujęzycznej gry słów do
której pobudza bezustannie leśna i wiosenna kaligrafia"
(G. Apollinaire, Madeleine, tłum. J. Hartwig)
do tej małej podróżniczki, poznanej w pociągu gdzieś na południu Francji pisze listy z okopów żołnierz Apollinaire. na początku dość oficjalne, w tonie chłodne, stopniowo przemieniają się w płomienną korespondencję. służy temu z pewnością umiłowanie słowa, cechujące protagonistów oraz siermiężne, wojenne warunki, dla których subtelne słowa listów są miłą przeciwwagą. chcąc wniknąć w ich treść, dowiedzieć się, co łączyło poetę z "małą wróżką" z Oranu, trzeba użyć wyobraźni, zadanie to niełatwe, bo znamy tylko listy z jednej strony frontu, te pisane przez Apollinaire'a, a do tych, które otrzymywał w odpowiedzi, nie mamy dostępu. korespondencja gęstnieje z biegiem czasu, choć się nie widzą, i znają wyłącznie z tych kilku chwil wspólnej podróży, zawiązuje się między nimi głęboka więź, ugruntowana w słowie właśnie, a z tej więzi, quasi-uczucie. Appolinaire pisze do Madeleine jak szalony, w każdej wolnej chwili i domaga się też od niej coraz dłuższych, coraz częstszych listów. w końcu się jej oświadcza, też listownie, a ta przyjmuje go jako narzeczonego. z jego listów przebijają dwojakie intencje: pochwała przymiotów ducha i wyraźna chęć ukształtowania Madeleine na wzór żony idealnej według ówczesnych obyczajów przeplatają się z namiętnymi wyznaniami, zahaczającymi wręcz o wyuzdanie.
żar słów nie gaśnie, w znakach budują swój mit.