piątek, 6 stycznia 2012

Guillaume Apollinaire, "Listy do Madeleine"

"Do widzenia, do jutra", reż. Janusz Morgenstern

"Jest w tym coś tak delikatnego i odległego, że wystarczy
       o tym pomyśleć, by stało się zbyt materialne
Kształt ograniczony niebieskim morzem stukotem pociągu
       w ruchu wonią eukaliptusów mimozy i sosen
       nadmorskich
Dotyk i zapach
I ta mała podróżniczka, która na dworcu w Marsylii
       skinęła nagle głową i odeszła
Nieświadoma
Że jej wspomnienie będzie się unosić nad laskiem Szampanii
       gdzie żołnierz na biwaku stara się wywołać przy ogniu
Obraz Madeleine z dymu kory brzozowej pachnącej
       minojskim kadzidłem
Podczas kiedy błękitnawe dymki wznoszące się z cygara
       piszą najczulsze z imion Madeleine
Ale również kłęby rozplatających się węży piszą wzruszające
       imię Madeleine którego każda litera zwija się w piękny
       lok angielski
I żołnierz nie śmie skończyć tej dwujęzycznej gry słów do
      której pobudza bezustannie leśna i wiosenna kaligrafia"
(G. Apollinaire, Madeleine, tłum. J. Hartwig)

do tej małej podróżniczki, poznanej w pociągu gdzieś na południu Francji pisze listy z okopów żołnierz Apollinaire. na początku dość oficjalne, w tonie chłodne, stopniowo przemieniają się w płomienną korespondencję. służy temu z pewnością umiłowanie słowa, cechujące protagonistów oraz siermiężne, wojenne warunki, dla których subtelne słowa listów są miłą przeciwwagą. chcąc wniknąć w ich treść, dowiedzieć się, co łączyło poetę z "małą wróżką" z Oranu, trzeba użyć wyobraźni, zadanie to niełatwe, bo znamy tylko listy z jednej strony frontu, te pisane przez Apollinaire'a, a do tych, które otrzymywał w odpowiedzi, nie mamy dostępu. korespondencja gęstnieje z biegiem czasu, choć się nie widzą, i znają wyłącznie z tych kilku chwil wspólnej podróży, zawiązuje się między nimi głęboka więź, ugruntowana w słowie właśnie, a z tej więzi, quasi-uczucie. Appolinaire pisze do Madeleine jak szalony, w każdej wolnej chwili i domaga się też od niej coraz dłuższych, coraz częstszych listów. w końcu się jej oświadcza, też listownie, a ta przyjmuje go jako narzeczonego. z jego listów przebijają dwojakie intencje: pochwała przymiotów ducha i wyraźna chęć ukształtowania Madeleine na wzór żony idealnej według ówczesnych obyczajów przeplatają się z namiętnymi wyznaniami, zahaczającymi wręcz o wyuzdanie. 
żar słów nie gaśnie, w znakach budują swój mit.
kiedy Apollinaire zostaje ranny, korespondencja nagle się urywa.


Listy do Madeleine






wtorek, 3 stycznia 2012

Marek Bieńczyk, "Przezroczystość"

"Przezroczystość" Marka Bieńczyka to przykład eseistyki bardzo zróżnicowanej, balansującej na granicy gatunków, bogatej w liczne przeskoki – tematyczne i formalne, bliskiej już miejscami literackiej fikcji. ta niejednorodność świadczy ewidentnie na korzyść samej książki, która wprowadza nową jakość do polskiej eseistyki.

tytułowa „przezroczystość” to główny temat eseju Bieńczyka, naczelna kategoria, wokół której ogniskują się wszystkie poruszane w tekście wątki. to myśl przewodnia, którą autor tropi i której daje się prowadzić. to też słowo-klucz, świetnie spełniające swą funkcję otwierania – tak przed autorem jak i przed czytelnikiem – nowych przestrzeni znaczeniowych, nowych perspektyw. "Przezroczystość" jest wynikiem poszukiwań, w tej formie, w jakiej przedstawia ją Bieńczyk, nie była ona wcześniej tak po prostu dana nam jako temat do namysłu. istniała w rozproszeniu, jako element potocznego doświadczenia, tworzywo sztuki, termin filozoficzny – brakowało nici, która mogła by te zjawiska powiązać. autor wyciąga „przezroczystość” z tego rozproszenia, zestawia w jednym miejscu różne sposoby jej rozumienia jak i nabudowujące się wokół niej sensy.

ład "Przezroczystości", jej „konstelacja”, powstaje na mocy odniesienia tytułowej kategorii do różnego typu przejawów rzeczywistości. „Przezroczystość” bowiem nie istnieje jako taka (choć autor zmierza w kierunku nadania jej substancjalnego bytu), ale raczej występuje jako cecha pewnych zjawisk, tak w przyrodzie jak i w przestrzeni kulturowej. Bieńczyk odkrywa w rzeczach cechę „przezroczystości” lub im ją przypisuje, kierując się niejednokrotnie swym subiektywnym osądem.

niedziela, 1 stycznia 2012

Pan Tabelka. portret w ramach

w ramach portretu przedstawiam Pana Tabelkę.
cztery kreski pionowe, w równych odstępach od siebie. i jedna w poprzek, im na przekór. na tym głęboko osadzona, zajęta nieustanną kalkulacją głowa, pokryta włosem rozlicznym. dwie cienkie kreski rąk i nóżki: w dół i w bok.
Pan Tabelka z zawodu jest zegarmistrzem. nakręca sprężyny, ustawia godziny. liczba musi się zgadzać.
czasem tylko ma problemy ze sformułowaniem własnych myśli.
Pan Tabelka jest człowiekiem prostolinijnym jak mało kto. linie tworzące jego zręby są idealnie równoległe, nie spotkają się nigdy to rzecz pewna.
do tego wybitnie uczciwym, etycznym. można by wręcz powiedzieć, że wartości wypełniają go aż po czubek głowy.
dobry też z niego przyjaciel, zawsze można na niego liczyć. nigdy nie zawiódł nikogo za daleko. trzyma się wyznaczonych granic.
Pan Tabelka zna się na sztuce. w jego małym mieszkanku do sufitu piętrzy się kolumna albumów. szczególnie upodobał sobie architekturę, tę antyczną. ustawił nawet swoje książki w porządku doryckim.
mało kto wie, bo do tego nie lubi się przyznawać, że Pan Tabelka jest także poetą. pisuje po godzinach, wiersz pod wierszem, równiutko, symetrycznie. bo trzeba wiedzieć, że jest Pan Tabelka ukrytym krzewicielem klasycznego metrum poetyckiego. brzydzi się wierszem wolnym.