„Nazywam się Bartłomiej Chochoł” – tym zdaniem autor otwiera każdą z
ośmiu opowieści zawartych w książce. Wydaje się, że po takim początku
zostaniemy uraczeni historią o starych, dobrych czasach, a Szostak
będzie starał się wskrzesić eposowo-biblijną tradycję oral history,
siedząc w fotelu i pykając fajkę. Tak się jednak nie dzieje, narracja w
„Fudze” nie płynie gładko, jest strumieniem pełnym dysonansów i chwil
wahania. Narrator walczy przez cały czas z własną, pełną luk pamięcią.
Dlatego tak wiele tu powtórzeń i powracających fraz. Poruszamy się po
nitce po kłębka, nawlekamy fakty jak koraliki na sznurek.
Całość recenzji "Fugi" Wita Szostaka na: