czwartek, 24 maja 2012

długi Cendrarsa




całkiem przypadkiem znalazłem się w Nowym Jorku tamtej wiosny. nie myślałem o podróży do Ameryki, to Maurice zadecydował, że musimy tam pojechać. on też był sponsorem naszej wyprawy - ja swoje ostatnie oszczędności zostawiłem w portowej tawernie. to był mój pierwszy poważny dług, choć Maurice zachowywał się tak, jakby chodziło o kieszonkowe. a zatem, byłem całkiem bez grosza, kiedy przybyłem do portu, zostałem też sam - mój dobroczyńca ulotnił się zaraz po spuszczeniu kotwicy. miał w Mieście pilne interesy do załatwienia. nie bardzo wiedząc, co mam czynić dalej i też nie odczuwając większej presji, spacerowałem to w tę to w drugą stronę. obserwowałem ludzi pakujących się na statek - po wielu z nich było widać, że biorą ze sobą cały swój dobytek, a po nocach śni im się Ameryka. przedostałem się do miasta, a zbliżała się akurat Wielkanoc - czuć było świąteczny nastrój, co napawało mi wstrętem. nie jestem rodzinnym człowiekiem, stronię też od wszelkiej celebracji. temu nastrojowi zawdzięczam zapewne to, co stało się później. wynająłem pokój od pewnego Portugalczyka, straszna nora mówiąc szczerze. zapłaciłem tylko za pierwszy tydzień i starałem się nie pokazywać tam za często. gość był typem melancholika i zdaje się, że wszystko mu było jedno. w wolnych chwilach, czyli przez cały czas, przesiadywałem w publicznej bibliotece, na zmianę wertując tomy poezji i skrobiąc na boku nieszkodliwe dyrdymały. kilka książek wyniosłem i nie oddałem, potem przestałem się już tam pokazywać. kiedy było ciężko, imałem się różnych zajęć, ale najczęściej nie wytrzymywałem do końca kontraktu - ulatniałem się wraz z pierwszą pensją.pewnego dnia na ulicy zaczepiła mnie młoda dziewczyna. powiedziała, "-skądś cię znam", stary motyw, bo przecież nie mogła mnie widzieć nigdy wcześniej. "-jak masz na imię?" "Jeanne" "skąd jesteś?" "z Francji"... "Blaise, pojedźmy do Rosji. Ja stawiam!"

A potem się obudziłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz