niedziela, 30 grudnia 2012

Thomas Bernhard, "Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann"

Dwa lata temu nakładem PIW-u ukazała się cieniutka książeczka, zawierająca zapis rozmów Thomasa Bernharda i dziennikarki Kristy Fleischmann. To niepozorne wydawnictwo kryje w sobie szokujące zwierzenia jednego z najważniejszych pisarzy austriackich XX wieku. Jakie jest artystyczne credo Bernharda? – tego się z książki nie dowiemy. Poznamy za to jego poglądy na poezję kobiecą, jego własną wizję nieba i marzenia o tym, żeby zostać papieżem.


W czasach szkolnych codziennie pokonywałam tę samą trasę – pomiędzy domem a budynkiem podstawówki. Od ruchliwej ulicy chodnik oddzielony był szpalerem żywopłotu o drobnym listowiu. I zawsze, gdy tylko wkraczałam na ścieżkę, wyciągałam dłoń w stronę zielonych krzaków – w ręce zostawała garść liści, które następnie rozmieniałam na drobne i rozsypywałam po drodze. Czasem zdarzało mi się obrócić za siebie – wyglądało to tak jakby ktoś zostawiał po sobie zielone ślady.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy podobną przypadłość odkryłam u Thomasa Bernharda, właściwie to powinowactwo sprawiło, że przypomniałam sobie o tym szczególe. Bernhard zwierzył się z niej w jednej ze swoich rozmów z Kristą Fleischmann, zebranych i wydanych w zbiorze zatytułowanym po prostu „Spotkanie”. Idąc, zawsze zrywam liście i rwę je na kawałki – mówi Bernhard – swój zwyczaj tłumacząc „instynktem zabawy”, który ma towarzyszyć pisarzowi zawsze i w każdej sytuacji.

I faktycznie, „Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann” są książką przede wszystkim zabawną. Rozczarują się więc ci, którzy oczekują po tej pozycji systematycznego wykładu artystycznego i osobistego credo austriackiego pisarza. Treść książki jest bowiem zgoła niepoważna. W dobry humor wprawia już okładka, którą początkowo można uznać za wpadkę niedoświadczonego grafika – dopiero w kontekście treści książki obrazek ten nabiera odpowiedniej wymowy. Na rysunku widzimy dumne oblicze pisarza, który w uroczystym geście trzyma w jednej dłoni kielich z winem, w drugiej zaś nadgryziony owoc (chyba melon?). Na jego jednym ramieniu dłoń kładzie personifikacja Dionizosa, na drugim – kościotrup z kosą. Grafikę wieńczą u góry palmy na tle zachodzącego słońca, po bokach zaś piekielne (zapewne) płomienie. Całość może na początku budzić konsternację, ale – jak pisałam – w kontekście książki staje się całkowicie zrozumiała.

Słońce i palmy wzięły się zapewne stąd, że największa część rozmów Bernharda z Fleischmann zarejestrowana została na Majorce. Materiał miał być przeznaczony dla telewizji – nie został wykorzystany w całości – ze względu jednak na jego wagę dziennikarka podjęła się spisania i rekonstrukcji swoich spotkań z Bernhardem. Potem mieli okazję rozmawiać jeszcze dwa razy: w Wiedniu, na krótko po wydaniu kontrowersyjnej „Wycinki” (1984 r.), i w Madrycie w 1986 roku. Zapis tych rozmów, wzbogacony licznymi „didaskaliami” Fleischmann, składa się na treść książki.

Plaża pod palmami to nie jest otoczenie, w którym łatwo jest sobie wyobrazić Bernharda. Pisarz znacznie lepiej komponuje się z krajobrazem mrocznej, opustoszałej środkowoeuropejskiej prowincji, gdzie klimat jest ostry i nieprzychylny. Lektura „Spotkania” z pewnością kładzie kres wielu  - nie tylko takim - wyobrażeniom o Bernhardzie, jakie czytelnik mógł sobie wytworzyć na podstawie jego książek. Czy daje w zamian obraz prawdziwszy? Tego nie można stwierdzić na pewno. Bernhard bowiem, jako człowiek obdarzony niebywałą inteligencją, wymyka się wszelkim określeniom ostatecznym, nazwom i kategoryzacjom, a dla swej rozmówczyni jest wyjątkowo trudny, wpędza ją w ślepe zaułki, nieustannie ironizuje, a czasem nawet udaje mu się odwrócić role i z pytanego staje się pytającym. Jego instynkt zabawy nie śpi ani przez moment.


Nawet gdy Fleischmann formułuje jedno ze swoich intensywnych zdań pytających, a to o rolę przebytej choroby w jego twórczości, a to o religijne przekonania, pisarz, z właściwą sobie gracją, jest w stanie wymknąć się od odpowiedzi i zaserwować coś, co przerośnie najśmielsze oczekiwania dziennikarki. Dostajemy więc drobiazgowy opis nieba oczyma Bernharda, jego fantazje o byciu papieżem, długą tyradę przeciwko państwowym subwencjom dla pisarzy czy informację o wyprzedaży perfum. Fleischmann na ogół znacząco milknie w takiej sytuacji albo oburza się, żeby nie robił z niej idiotki, zdarza się jednak i tak, że daje się wciągnąć w tę bernhardowską grę. Dobrym przykładem jest tutaj ich długa dyskusja na temat różnic pomiędzy kobietami i mężczyznami: Fleischmann dopomina się dla nich praw i wsparcia ze strony mężczyzn, Bernhard zaś formułuje szereg cynicznych, seksistowskich powiedzielibyśmy dziś, sądów, o tym, że kobietom brakuje odwagi i wytrwałości, żeby swoje cele osiągać. Naturalnie budzi tym zdecydowany opór Fleischmann, która w całym swym zaperzeniu nie dostrzega prostego faktu, że gdyby pisarz naprawdę sądził tak, jak głosi, to nie wybrałby jej na swego rozmówcę.

To Bernhard wybrał Fleischmann, trzeba to podkreślić. Pisarz znany był bowiem ze swojej niechęci do dziennikarzy i rzadko wypowiadał się publicznie. Krista właśnie przez wytrwałość, której pisarz zdecydowanie nie przypisywał kobietom, zdołała zaskarbić sobie jego sympatię i jakiś cień zaufania. Tak pisze dziennikarka we wstępie, podkreślając, jak wielki wpływ miał Bernhard na jej życie i pracę zawodową. Czytając jednak zapis ich rozmów, trudno jednak w te zapewnienia wierzyć. Z perspektywy lektury wydaje się jakoby nie było pomiędzy nimi dobrej „chemii”, jakby przebywali trochę na innych poziomach: ona – egzystencjalno-poważnym, on – cyniczno-prześmiewczym. Fleischmann często zadaje Bernhardowi pytania sztampowe, „intensywne”, żywcem chyba wzięte z akademickich podręczników dziennikarstwa. Często można też odnieść wrażenie, że nie wyczuwa ona ironii Bernharda, przez co łatwo daje się zwodzić i wpuszczać w maliny. Ich rozmowy bywają przerywane, ot tak, bo któreś z rozmówców nie jest już w stanie unieść ich ciężaru i obraża się – częściej w tej roli występuje Fleischmann – albo żywiołowo reaguje na jakąś okoliczność, np. ładny wystrój hotelu – to Bernhard.

„Spotkanie” dobrze jest czytać jako zapis zderzenia dwóch odmiennych osobowości, z których każde chce tu ugrać coś dla siebie: Fleischmann – skandaliczne wypowiedzi kontrowersyjnego pisarza, Bernhard – konsternację swojej rozmówczyni. W tym sensie trudno mówić o tych tekstach, że są wywiadami, nie mają bowiem klasycznego schematu, w którym pytający jest jedynie cieniem, wycofanym i właściwie biernym, zaś cała uwaga koncentruje się na pytanym. Tu mamy do czynienia z układem bardziej dynamicznym, światło reflektora pada raz to na jedną raz to na drugą stronę, na wierzch wychodzą emocje i reakcje, których nie da się stłumić.

„Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann” to książka dobra przede wszystkim dla osób, które mają za sobą lekturę choć jednej powieści Bernharda, głównie dlatego, że  burzy ona wizerunek pisarza znanego wyłącznie z pełnych powagi dzieł. Bernhard w rozmowach z Fleischmann jest żywiołowy i spontaniczny, śpiewa arie operowe i zachwyca się smakiem kolacji. Potrafi też sypać dowcipami jak z rękawa. Tekst rozmów z Fleischmann naszpikowany jest żartami językowymi, czasem jego humor zbudowany jest na wielopiętrowej ironii. Z kolei osobom, które nie znają głębi i zimnej przenikliwości Bernharda, może on – po lekturze „Spotkania” - jawić się jako egotyk o radykalnych, negatywnych poglądach. Czyli dokładna odwrotność tego, za kogo chciał być uważany.

Najważniejsza korzyść z lektury „Spotkania” to ta, że rzuca ona ciekawe światło na sposób czytania innych dzieł Bernharda. Nagle jesteśmy w stanie dostrzec drzemiące w nich pokłady humoru, choćby dzięki temu, że sam autor wskazuje nam, co dla niego jest zabawne w jego książkach. Czytamy i śmiejemy się wraz z nim. I chyba tylko to jest w stanie zapewnić nam równowagę w kontakcie z literaturą Thomasa Bernharda.


Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann
Thomas Bernhard
Państwowy Instytut Wydawniczy
2010

1 komentarz:

  1. Mam wielka prosbe do Was kochani, milosnikow literatury Bernharda. Mam bardzo wazne pytanie dot. Autora i mam nadzieje ze ktos da mi na nie odpowiedz:) Otoz, co rozumie Bernhard pod pojeciem “Geist”? czy rozpracowuje on to pojecie pod wzledem filozoficznym, psychologicznym, czy ma ono zwiazek z Bogiem? Co rozumie Bernhard pod pojeciem GEISTesmensch? dlaczego Geistesmensch? dlaczego slowo Geist pada tak czesto?czy chodzi o osmieszenie czy o wyslawiania?
    Bede bardzo wdzieczna za pomoc:)

    OdpowiedzUsuń